Lokalna kopia chmury na przykładzie Office365

Lokalna kopia chmury na przykładzie Office365

Pewnie już zauważyliście nawoływania firmy Veeam, by zapewnić sobie kopię lokalną danych przechowywanych w chmurze Microsoft. Jeśli zastanawiacie się po co to robić, wyjaśnię w kilku zdaniach, kiedy taka kopia może stać się absolutnie niezbędna. Bonusowo, ten wpis zawiera instruktażowe nagranie wideo, jak skopiować nasze dane z usługi Office365 na dysk lokalny, krok po kroku.

Zacznę od tego, że jak zwykle chodzi o właściwe zrozumienie usług, które nabywamy i uważne czytanie regulaminów. Finalnie przecież, odpowiedzialność za właściwie funkcjonowanie naszych systemów zawsze spada na nas. Ktoś powie, ale przecież mamy SLA (Service Level Agreement) z Microsoftu. Zerknijmy zatem, co obiecuje nam dostawca, gdy mowa o Office365 i usłudze Exchange, SharePoint czy OneDrive, tutaj wersja pełna SLA, a poniżej esencja skażona nieco moim spojrzeniem.

  1. Po pierwsze uptime na poziomie 99,9%, czyli czas nieprzerwanej pracy, a więc, co podkreślam – poziom dostępności usługi. Łatwo policzyć, że usługa może być niedostępna około 9h rocznie i nikt nas za to nie będzie przepraszał. Microsoft pozwala liczyć przestój na użytkownika, a więc uwzględnia także iloczyn.
  2. Rekompensaty finansowe, które stanowią procent wartości opłaty za usługę, a więc nigdy nie przewyższą miesięcznego kosztu użytkowania Office365. Zazwyczaj w gradacji:
    • < 99,9% – 25%
    • < 99,0% – 50%
    • < 95,0% – 100%

Jeśli w tym miejscu liczyliście na więcej, to niestety tak to przeważnie wygląda u usługodawców chmurowych i w branży telekomunikacyjnej.

SLA firmy Microsoft jest rozbudowane i zawiera także gwarancje jakości w zakresie dostarczania poczty czy też efektywności antywirusa i filtrów antyspamowych. Spróbujcie jednak znaleźć zadośćuczynienie za utratę danych! O dane zadbaj sam!

Kiedy więc przyda się kopia? Gdy usuniecie, zaszyfrujecie, nadpiszecie swoje dane lub „pomoże” Wam w tym jakiś złośliwy robak. Gdy Wasz administrator usunie niewłaściwe konto. Jeśli zechcecie zmienić dostawcę. A może zrobicie sobie roczne wakacje, także od płacenia. Może się zdarzyć i to wcale nie jest takie rzadkie, że dostawca wypowie Wam umowę, bo naruszycie jakiś punkt regulaminu. Jak widać, kilka powodów robienia lokalnej kopii chmury się znalazło 🙂

Poniżej wideo – jak to zrobić.

Darmowa konsultacja - anty.expert

Czy kopia zapasowa (backup) to ratunek od przestoju?

Czy kopia zapasowa (backup) to ratunek od przestoju?

Po co nam usługi disaster-recovery, przecież my nie żyjemy w Ameryce. W końcu jakie jest prawdopodobieństwo katastrofalnego zdarzenia, które akurat zniszczy nasz budynek? Uwielbiam taką retorykę! A już Albert Einstein mówił: „Wyobraźnia jest ważniejsza od wiedzy, ponieważ wiedza jest ograniczona”. Proponuję zatem nieco poszerzyć nasze horyzonty i rozważyć, czy rzeczywiście w każdym przypadku dobrze wykonany backup to ratunek od przestoju.

Skojarzenie dotyczące katastrof najczęściej bierze się z rozdzielnego tłumaczenia wyrazów „disaster” i „recovery”. Wówczas krążymy wokół zdarzeń kategorii: tornado, upadek statku powietrznego, pożar czy powódź. Tymczasem już Google Translator to zestawienie wyrazów tłumaczy jako: „odzyskiwanie po awarii”. A że awaria me wiele imion i zwykle wydarzy się w najgorszym momencie, to i jest miejsce na rozważania czy ten firmowy backup to na pewno odpowiedź na każdą sytuację. Odpowiedź oczywiście jest przecząca.

Pora na konkrety. Kiedy zdecydowanie potrzebujesz usług disaster-recovery:

  1. Jeśli przetwarzasz dane we własnej serwerowni, która nie spełnia standardu Uptime Institute Tier II lub ANSI/TIA-942 Tier 2.
  2. Gdy nie dublujesz kluczowej infrastruktury (serwery, przełączniki) i nie stosujesz mechanizmów wysokiej dostępności (high availability).
  3. Gdy sprzęt, którego używasz ma więcej niż 3 lata i jest już po gwarancji.
  4. Jeśli Twój kontrakt serwisowy z dostawcą przewiduje naprawę lub wymianę w następnym dniu roboczym (np. 8x5xNBD).
  5. Jeśli godzinna przerwa w dostępności choćby jednego serwera jest biznesowo nie do zaakceptowania.
  6. Jeśli nie masz własnego zespołu IT lub masz tylko jednego fachowca.
  7. Gdy nie masz ubezpieczenia typu business interruption rozszerzonego o systemy IT i dane[1].
  8. Jeśli przywracanie z kopii zapasowej krytycznego serwera zajmuje kilka godzin.

Nawet jeśli tylko jeden z punktów pasuje do sytuacji jaką masz w firmie, powinieneś poważnie rozważyć usługi z zakresu disaster-recovery, np. DRaaS. Jeśli pasujących punktów jest więcej (wyłączając oczywiście pkt. 5 i 7), wówczas ryzyko wystąpienia przestoju jest bardzo wysokie. Kopia zapasowa jest niezbędna, jednak nie przywróci normalnego funkcjonowania, gdy pojawi się problem sprzętowy. W takiej sytuacji potrzebny jest szybki start na innym sprzęcie np. w zapasowej lokalizacji lub w chmurze publicznej dostawcy nawet w ciągu 15 minut.

[1] na dzień pisania tego artykułu w Polsce nie znalazłem takiej oferty.

Darmowa konsultacja - anty.expert

Kopia zapasowa jako usługa (BaaS)

Kopia zapasowa jako usługa (BaaS)

Czym w istocie jest kopia zapasowa? Ile w niej usługi, a ile technologii? Jakie są najlepsze praktyki w tym zakresie? Jaka jest odpowiedzialność dostawcy usługi? Napiszę o tym ile jest „cukru w cukrze” z perspektywy naszego polskiego rynku.

Jakie jest Twoje pierwsze skojarzenie gdy słyszysz „kopia zapasowa jako usługa” (BaaS – Backup as a service)? Ja najczęściej słyszę, że to przestrzeń na dane uruchomiona gdzieś w chmurze. Tymczasem sama definicja mówi o czymś więcej. Jakie są zatem składowe usługi? Standardowo dostawcy kształtują BaaS na bazie trzech lub czterech komponentów. Chodzi o wykorzystywaną przestrzeń nośnika, licencje aplikacji i pracę ludzi. Gdy mamy do czynienia z chmurą (np. AWS, Azure) dochodzi jeszcze transfer danych. Co ciekawe, dla polskich dostawców najwyższy koszt to zajętość nośników danych, który stanowi czasami nawet 60% usługi. Boleśnie odczują to klienci posiadający duże wolumeny danych.

Kopia zapasowa to kolejne „wystąpienie” określonego zbioru danych. Zgodnie z najlepszymi praktykami, w tym regułą 3-2-1, dobrze jest mieć trzy kopie danych na dwóch różnych nośnikach, z czego awaryjnie jedno wystąpienie najlepiej trzymać poza siedzibą (w domyśle jak najdalej od pozostałych). Chodzi przecież o to by minimalizować prawdopodobieństwo utraty danych, które z każdą kolejną kopią, nośnikiem i miejscem składowania, maleje wykładniczo. Obecnie chroni się nie tylko dane, ale i całe systemy. Większość dostępnych aplikacji dedykowana do zastosowań biznesowych potrafi robić „obrazy” systemów i danych „w locie”, a więc podczas pracy aplikacji. W razie zniszczenia urządzenia z kopii odzyskiwane są wówczas nie tylko dane, ale i wszelkie ustawienia, dzięki czemu komputer czy serwer gotowy jest do użytku w ciągu kilkunastu minut.

Pamiętajmy jednak o tym, że kopia zapasowa jako usługa to nie ubezpieczenie od wszelkich nieszczęść. Dostawca usługi umownie ogranicza swoją odpowiedzialność, a górną granicę kar umownych stanowi zazwyczaj wartość abonamentu miesięcznego. Czytanie umowy i regulaminu usługi pozbawia złudzeń. BaaS to nie ubezpieczenie typu Business Interruption. Poza tym kopia (z definicji) to nie pierwowzór, lecz jego klon. Czy to powinno zniechęcać do usługi? Absolutnie nie. Rekomenduję wykonywanie lokalnych kopii bezpieczeństwa i korzystanie z polskich dostawców BaaS dla spełnienia reguły 3-2-1.

Darmowa konsultacja - anty.expert

Chmura publiczna czy własne zasoby IT? A może to i to, czyli hybryda?

Chmura publiczna czy własne zasoby IT? A może to i to, czyli hybryda?

Prędzej czy później każdy stanie w obliczu wyboru – wynajmować czy kupować. Ciekawe, że decyzje zwykle zapadają w oparciu o różne obliczenia. Pytanie tylko, czy całkowity koszt posiadania (TCO) powinien być jedynym kryterium wyboru? Poza tym, czy aby na pewno dobrze porównujemy koszty, a więc czy porównujemy „jabłka do jabłek”? Na koniec, czym jest właściwie hybryda w przypadku chmury?

Decyzja o tym co wybrać, zawsze zależna powinna być od kontekstu, czyli od zadań jakie stawiamy przed systemami IT. Przykładowo, jeśli priorytetem jest szybki dostęp do bazy danych lub aplikacji dla potrzeb dużego zespołu lokalnego, a architektura rozwiązania jest sprzed kilku lat (najczęściej klient-serwer), wówczas trzymanie serwerów w siedzibie firmy ma uzasadnienie. Inaczej jest w przypadku zastosowań Internetowych. Jeśli do naszych systemów mają sięgać rozproszeni terytorialnie pracownicy, klienci albo partnerzy. Jeśli metodą dostępu będzie przeglądarka internetowa lub aplikacja na smartfona, wówczas umiejscowienie serwerów czy też wirtualnych maszyn w centrum danych operatora, jest lepszym rozwiązaniem.

Porównanie TCO, to następny krok. Dlaczego chmura publiczna w arkuszu kalkulacyjnym kosztuje więcej niż własne zasoby IT? W tym miejscu zazwyczaj umyka nam, że chmura publiczna to cały szereg składowych. Nie pamiętamy o nich, bo nie przypisujemy ich do operacji IT. Porównując TCO, uwzględnijmy zatem następujące koszty:

  1. zaangażowanego kapitału (inwestycja);
  2. utrzymania, konserwacji i napraw sprzętu sieciowego i serwerowego;
  3. licencji oraz opłat utrzymaniowych;
  4. pracy własnego zespołu lub usług obcych związanych z utrzymaniem sprzętu oraz administracji warstwą wirtualizacji czy systemów operacyjnych;
  5. utrzymania serwerowni, w tym:
  • utrzymanie, konserwacje i naprawy systemu zasilania awaryjnego,
  • konserwacje i naprawy klimatyzacji,
  • zużycie energii elektrycznej przez sprzęt IT oraz urządzenia infrastruktury serwerowni,
  • ubezpieczenie majątku.

A co z gdyby połączyć jedno z drugim? Czyli, nadal utrzymywać trochę zasobów informatycznych u siebie lokalnie, szczególnie tych do których dostęp musi być bardzo szybki. Równolegle korzystać z wybranych usług chmury publicznej, np.: w zakresie ciągłości działania (DRaaS, BaaS), czy kolokacji albo najmu wirtualnych serwerów (IaaS)? Jak się okazuje, to częsta praktyka, która być może stanie się standardem. Zgodnie z definicją, to chmura hybrydowa, czyli połączenie własnego środowiska informatycznego (serwerów) z chmurą publiczną usługodawcy.

Darmowa konsultacja - anty.expert

Ochrona przed ransomware i ściemą dostawców

Ochrona przed ransomware i ściemą dostawców

Ataki NotPetya, WannaCry i inne, to oprócz strat finansowych dla wielu organizacji, także doskonała okazja do zarobku dla innych, i nie piszę bynajmniej o autorach ataków. Panika i strach klientów to sterydy dla handlowców i łowców leadów z branży. Szczególnie Ci drudzy prześcigają się w pomysłach, jak złapać naiwnego klienta. Każdy, kto wgryzł się w problem cyberataków wie, że skuteczna ochrona przed ransomware wymaga holistycznego podejścia do bezpieczeństwa. Pośpiech i brak doświadczenia w tym przypadku, to prosta droga do chybionych inwestycji.

Renomowane firmy z zakresu bezpieczeństwa czy tuzy od backupu i ciągłości działania, nie wypisują na swoich blogach czy w mailach do klientów, że mają oto produkt, który ochroni przed ransomware czy atakiem niszczącym, typu wiper. Dlaczego? Bo nie ma takiego produktu! Nawet spece od bezpieczeństwa z banków mają świadomość swojej bezradności wobec „czynnika ludzkiego”, i mimo, że stać ich na najlepsze technologie IT, to jednak padają ofiarą tak jak inni. Użytkownicy, przez ciekawość, głupotę czy nieuwagę, potrafią otworzyć maleńka furtkę, którą do firmowanego środowiska sieciowego dostaje się pustosząca siła. Pamiętajmy, że siłę tę napędzają pomysły oraz kod speców z trzyliterowych instytucji zza oceanu, który dostaje się w niepowołane ręce. Wówczas z narzędzia szpiegowskiego przekształcany jest w maszynkę do zarabiania bitcoin’ów.

Skoro dotkliwą lekcję odebrali także najwięksi, nie ma co wierzyć złotoustym handlowcom, co to mają już rozwiązanie na wszelkie nasze problemy. Chrońmy się sami, ale z głową, szacując ryzyka i podejmując decyzje na podstawie dokładnej analizy dostępnych rozwiązań. Warto sięgać po przykłady, dobre praktyki, np. ITIL. Pamiętajmy też, że bezpieczeństwo to proces, a nie produkt. Na koniec, testujmy. Szczególnie gdy jest taka możliwość, sprawdzajmy oferowaną technologię, bo wtedy właśnie wychodzą wszelkie, wydawałoby się, mało istotne „drobiazgi”.

Jak się zabezpieczyć przed atakiem typu ransmoware czy wiper? Mamy większe szanse gdy:

  • Aktualizujemy automatycznie systemy operacyjne serwerów i stacji roboczych;
  • Stosujemy systemy antywirusowe;
  • Posiadamy firewall następnej generacji, czyli taki, który rozumie warstwę aplikacji;
  • Robimy kopie zapasowe, które utrzymujemy poza siedzibą firmy i replikujemy obrazy serwerów, ale często (co 5-15 minut). To często nasza ostatnia deska ratunku!

Darmowa konsultacja - anty.expert